wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział #1

   Siedziałem wpatrując się w zegar który tak wolno chodził. Nigdy nie rozumiałem tego całego pośpiechu. Nawet nie wiem po co tu przyszedłem, ale dla mojego młodszego brata żeby był szczęśliwy zrobię wszystko. Nagle usłyszałem " Panie West, może pan już wejść " wstałem i powoli wszedłem do białego pokoju. Na końcu tego  pomieszczenia siedział mężczyzna w średnim wieku, usłyszałem jego ciepły głos " Proszę usiąść ". Uważnie przypatrywałem się jemu.
- Więc w czym jest problem proszę pana. Robert tak ?
- Tak - odpowiedziałem krótko nie miałem chęci z nim rozmawiać
- No to więc - oglądał teczkę z moimi danymi oraz wynikami badań - depresja tak ? Niech się pan nie martwi będzie dobrze, trochę porozmawiamy i obiecuje poczuje się pan lepiej.
- Skoro muszę - usiadłem zniechęcony na fotelu.
Nie cierpiałem jak ktoś wytykał mi błędy i próbował mnie "nawrócić". Próbowałem go słuchać, ale nie oszukujmy się nie da się. Miałem ochotę wstać i wygarnąć mu co sądzę o tej całej terapii, nie zrobiłem tego jednak, mężczyzna był zbyt miły dla mnie. Jestem wredny i chamski ale nie aż do takiego stopnia. Po długiej i męczącej godzinie wróciłem do domu, oczywiście fakt że musiałem wrócić do domu mnie nie satysfakcjonował. Wszedłem do środka, pierwsze słowa jakie usłyszałem to nie " synku nareszcie wróciłeś, jak było? " tylko  "Bryan nie mogę się doczekać naszego wspólnego weekendu w górach". Nie cierpiałem go, myślał że jak zabierze się za moją matkę to dostanie nasza kasę. Po za tym gdzie moja mama ma oczy, on jest ode mnie starszy tylko o 8 lat! Spojrzałem na nich i poszedłem trzaskając drzwiami od pokoju. Usiadłem na łóżku, podniosłem głową do góry i ujrzałem ich w moim pokoju:
- Robert, mógłbyś jakoś kontrolować swoje wybuchy agresji - popatrzała na mnie, jak zwykle miała o coś pretensje.
- O co wam znowu chodzi, już do domu nie można wejść bo jakieś pretensje! - krzyknęłam, zobaczyłem że ten idiota się na mnie patrzy z politowaniem- co się cholera patrzysz!?
- Mam już dość z tobą problemów, jakby twój ojciec tu był- i wtedy jej przerwałem
- Ale ojciec nie żyje rozumiesz?! On nie żyje, po za tym po co mnie zrobiliście jak tylko jestem dla ciebie problemem?
- Nie masz prawa tak mówić! - znowu zaczęła płakać.
Popchałem ich i czym prędzej wyszedłem z domu, nie wiedziałem gdzie iść. Postanowiłem po włóczyć się po mieście.


~*~
 - Raz , dwa , trzy obrót! Panno Henderson skupisz się w końcu? - Popatrzała się na mnie z pogardą.
- Już, już przepraszam - Wstałam z podłogi.
Nie potrafiłam się skupić, w dodatku mam dość tych lekcji baletu. Moja nauczycielka- Pani Lorenc która skończyła " Akademię Baletową w Rosji" działa mi już na nerwy. Cały czas próbuję nas demoralizować i motywować swoimi osiągnięciami które codziennie wspomina. Po zajęciach w prost wybiegłam z budynku.
Na zewnątrz czekała na mnie moja przyjaciółka Sophia, która cudem uniknęła lekcji mówiąc mamie że zajęcia odwołano:
- Cześć kochana, jezu jak było - przytuliła mnie na powitanie.
- Nie najgorzej, i co rozmawiałaś z nim?- Sophia była w trakcie budowania relacji z chłopakiem który jej się podoba.
- Nie no o ty, nie podejdę do niego i nie zagadam.
- Co to takiego podejść i powiedzieć że go lubisz?
- Dużo, poza tym ty nikogo nigdy nie miałaś więc co możesz wiedzieć o związkach i relacjach między zakochanymi.
Trochę bolało mnie to co powiedziała, ale starałam się nie ukazywać emocji. Po paru godzinach spędzonych z moją przyjaciółką powoli wracałam do domu. Było ciemno, zaczął padać deszcz. Skręciłam w uliczkę między kamienicami, nie ukrywam bałam się chodzić nocą sama ale nie było innego wyjścia a tędy byłabym prędzej w domu. Nagle usłyszałam za sobą jakiś hałas, szybko się odwróciłam. Ujrzałam ubranego w bluzę w kapturem mężczyznę który idzie w moją stronę, zaczęłam uciekać, on zaczął biec za mną. Wbiegłam w ślepą uliczkę myślałam że to już koniec, bałam się że mnie za atakuje dlatego kopnęłam go w krocze:
- Chora jesteś idiotko?! - zaczął się na mnie wydzierać.
- Ja?! To ty za mną biegłeś!
- Chciałem się spytać tylko czy masz zapalniczkę bo chciałem zapalić- Pomogłam mu wstać i zdjęłam jego kaptur, nie spodziewałam się tego jak on wygląda. Przed moimi oczami ukazała się jego twarz, pierwsze co ujrzałam to jego zapłakane oczy.
- Czemu płakałeś? - próbowałam mu pomóc
- Co cię to obchodzi?!- zaczął znowu na mnie krzyczeć
- Spokojnie tylko tak się pytam.
Strasznie zaintrygowało mnie jego zachowanie, pierwszy raz w życiu widziałam żeby ktoś się tak zachowywał. Chciałam pójść, wtedy on mnie zatrzymał:
- Przepraszam, nie powinienem tak zareagować, chciałaś być po prostu dla mnie miła, nie doceniłem tego.
- Nic się nie stało, po za tym ja ciebie też przepraszam nie powinnam ciebie kopnąć.
- Ale to nie twoja wina, też bym się przestraszył- lekko się uśmiechnął.
- A no wiesz, już cie nie boli?- zaśmiałam się.
- Przestał- również się zaśmiał.
Po dłuższej chwili rozmowy poszedł, nie wiem jak się nazywa. Chciałabym spotkać go jeszcze kiedyś ...